Moja historia z tarotem rozpoczęła się bardzo dawno temu. Około 25 lat temu , a więc byłam nastolatką która pałała ciekawością jak to jest kiedy ma się w rękach tak wielkie narzędzie do czytania przyszłości. Jakie było moje zaskoczenie kiedy po rozpakowaniu świeżutko zakupionej tali , niemal od razu znałam ich znaczenie. Odłożyłam na półkę tak sobie przeleżały jakiś czas. W tym czasie moja przyjaciółka zaczęła mieć kłopoty w związku. Sięgnęłam po tarota , i tak się zaczęło. Karty rozkładałam niemal codziennie. Niemal podświadomie czułam co oznaczają karty mówiły - a ja słuchałam. Wróżyłam sobie , innym bez żadnych zobowiązań. Nagle poczułam niesamowity pociąg do czarnej magi. Zaczęłam się interesować okultyzmem. Czarne świece , modlitwy do szatana itd. Teraz wiem ,że to był błąd. Pamiętam jak obudziłam się pewnej nocy i było potwornie zimno mimo tego iż był środek lata. Nie mogłam zasnąć i gdy kręciłam się z boku na bok po chwili tuż nad uchem usłyszałam warczenie psa. Wystraszyłam się tak bardzo,że zaczęłam szukać pomocy wszędzie gdzie się dało. W moim mieście mieszkała osoba która uznawana była za wróżbitę. Umówiłam się na wizytę. Niestety wróżbita z nieznanych mi powodów odwołał spotkanie. Przypadek ? - możliwe ale czy na pewno ? Warczenie psa nie powtórzyło się ale zaczęło się dziać coś dziwnego , przedmioty w moim pokoju zaleczyły zmieniać miejsce. Ukrywałam wszystko przed rodzicami , wiedziałam ,że oni mają dość specyficzny stosunek do czarnej magii i tego typu zjawisk. Nie przypuszczałam jednak że stanie się coś o wiele gorszego - moje życie zaczęło się zmieniać. Wszystko co wywróżyłam obracało się przeciwko mnie. Jeśli komuś powiedziałam ,że jego związek będzie szczęśliwy u mnie zaczęło się psuć. Koledze powiedziałam że odnajdzie skradziony rower , mój skradziono jeszcze tego samego tygodnia. Stałam się nerwowa i drażliwa potrafiłam krzywdzić wszystkich których kocham. Moja mama była przerażona i kiedy przypadek sprawił, że znalazła tarota ( z roztargnienia zostawiłam go gdzieś na wierzchu ). Byłam tak zła ,że zrobiłam jej awanturę. Krzyczałam ,że jeśli zbierze mi karty - coś sobie zrobię itd. Zrozumiałam ,że czas to zmienić. Znalazłam w sobie siłę by spalić karty. Mówiąc wprost nie potrafiłam ich zniszczyć bo coś najwyraźniej mi nie pozwalało. Karty znikały a za chwilę pojawiały się w szufladzie. Wiem że to dziwne ale tak było. Pamiętam jak szukałam ich by pokazać przyjaciółce i nie mogłam ich znaleźć, a za chwile pojawiały się w miejscu gdzie przed chwilą szukałam.
Ale klamka zapadła karty musiały zostać zniszczone a zło odegnane. Pojechałyśmy z mamą na działkę i tam je spaliłyśmy a popiół zakopałyśmy. Kiedy skończyłyśmy poczułam smutek - żal brakowało mi ich jak narkotyku. Ciągnęły mnie jak magnes - uzależniły od siebie. Czułam pustkę jakby ktoś odebrał mi najlepszego przyjaciela. Jednego jestem już pewna - karty tarota nie są dla mnie i mimo ,że minęło już cholernie dużo czasu , nadal muszę walczyć z tym by nie kupić talii. Kto raz dotknął tajemnic tarota będzie nosił jego ślad do końca życia i mimo tego , że przeszłam egzorcyzmy ... ale to temat na innego posta ;)
Dorota
Poprawka - nowa talia kupiona ale w tej chwili już jestem dojrzalsza i podchodzę do nich z zupełnym innym spojrzeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz